News:

SMF - Just Installed!

Main Menu

Izraelskie spotkania - Narod nie przestaje mnie rozsmieszac I

Started by dana, August 25, 2018, 05:08:06 PM

Previous topic - Next topic

dana

Dostalam sms-a z poczty - nadeszla paczka. Czekalam juz na ta paczke z utesknieniem, wiec sie specjalnie nie zdziwilam. Ale mimo tak wspanialych usprawnien jak to, ze pocztowe sms-y  wogole zaczely docierac do mojego telefonu, zastalam w  wyzej wymienionym zawiadomieniu jakies tam mikroskopijnej  wielkosci bazgroly (ktore nie daly sie powiekszyc). Natomiast  zdolalam zauwazyc, ze musze zaplacic clo. Ja niczego nie widze oprocz tych rzeczy, ktorych lepiej nie zauwazyc. Po dlugich poszukiwaniach i staraniach (czytaj nastepny liscik ode mnie na pocztowej stronie internetowej, w ktorym wytlumaczylam im dosadnie, w jezyku angielskim, ze widocznie _musza_ mnie wqrwiac) , poczta do mnie zadzwonila i powiedziala mi o co chodzi. Zaplacilam im to astrologiczne clo przez telefon. Potem poszlam na moja ukochana poczte Nahala (zaraz obok poczty sprzedaja rozne piekne kwiatki do mojego okiennego ogrodka) - aby dostac paczuszke. Na poczcie trzeba wziac numerek. Sa trzy rodzaje numerkow, kazdy na inny temat. Wzielam numerek i usiadlam. Do poczekalni wchodzi dziewczynka z ortodoksyjnym tatusiem i z dzidziusiem w wozku. Glosnik nadaje, ze numer taki a taki ma podejsc do odpowiedniego okienka. Dziewczynka polapala sie w try miga ktore okienko przyjmuje numerek na odpowiedni temat i  zaczela rowniez ona glosno nadawac dokad petent ma pojsc - ze dwie sekundy przed glosnikiem. Ostrzeglam ja, ze ototo Poczta ja przyjmie do Pracy (bez ktorej, jak wiemy, nie ma kolaczy). Ortodoksyjny tatus smial sie w kulak, mimo, ze ja tam siedzialam nieskromnie bez rekawow. Liberalny taki.

Moj zaplanowany dzien byl troche zageszczony sprawami do zalatwienia. Nr. 1 czyli Poczta - byl juz poza mna. Nastepna stacja - lekarz.
Poszlam do mojego najbardziej ulubionego lekarza. Jak zwykle przyszlam za wczesnie. Usiadlam w poczekalni przy drzwiach jego kliniki.  Poczekalnia sklada sie z 2-ch krzesel.  Zrobilo mi sie goraco, wiec poszlam do sekretarki innej lekarki, ktora to sekretarka siedzi  przy centralnym biurku, w samym centrum pietra wiec jest zobowiazana odpowiadac na pytania wszystkich petentow. Powiedzialam jej, ze A/C nie dociera do kąta, w ktorym siedze. A Ty po co tam siedzisz, pyta sie sekretarka. Czekasz na Dr. Miedzierskiego? Ano. Co, nie widzialas kartki na drzwiach? - on sie przeniosl do innego gabinetu. Serio? Tak! naprawde nie widzialas kartki na drzwiach? Poszlam ogladnac, bo jej nie uwierzylam. A tam wisi kartka, wysoko na drzwiach, i jakies bazgroly kursywa, i na dodatek jasnym atramentem. A moj doktorek przeniosl sie do gabinetu tuz kolo optometrysty, ktory sie nazywa 4 Oczy. Ja rozumiem, ze on chcial byc w sasiedztwie tak ponetnej nazwy. Ale on opuscil gabinet, ktory oprocz kliniki byl rowniez schronem!! Podwojne drzwi z Kryptonitu, jakis specjalny dynks do wpompowania powietrza i wypompowania trucizny. Jak mozna opuscic taki fajowy gabinet? NIe panimaju. Weszlam do nowego gabinetu mojego ukochanego lekarza. Spytalam sie go jak jego zdrowie i poprosilam o nowe dragi. W aptece dragi juz na mnie czekaly. Ja nie nadazam za usprawnieniami.

Sprawa nr. 3 - bank. W bankach wszystko sie zmienia. Co tydzien przemeblowuja, zupelnie jak u nas Mama przesuwala meble z pokoju do pokoju w poszukiwaniu pokoju ducha. Weszlam, widze, ze mozna na prawo i na lewo. Na wszelki wypadek spytalam sie kogos w ktora strone w mojej sprawie. Najczesciej odpowiadaja osoby, ktore nie maja najmniejszego pojecia. Tak  bylo i tym razem. Ktos inny powiedzial, ze trzeba wziac numerek. Rozgladam sie, maszynki do numerkow Nyet. Ktos inny mi mowi, ze to na zewnatrz. Ide na zewnatrz. Za mna mlodziutki Japonczyk, mniej wiecej 15-to letni, jak na moj wycwiczony wzrok. Jakos zrozumialam o co chodzi i numerek wyszedl z maszynki. Japonczyk, ktory koniecznie chcial nosic moje puste torby, dostal swoj numerek. Siadamy obok siebie wewnatrz banku. Pytam sie go co on tu robi. Studiuje na Haifskim uniwersytecie. I co Ty tam studiujesz? Jezyk hebrajski. Ooooo, znaczy sie jestes na ulpanie? Nie, ja studiuje jezyk hebrajski. Po czym dodaje: ja jestem doktorantem. I co, robisz doktorat z jezyka hebrajskiego? Nie, on robi doktorat z izraelskiego spoleczenstwa. Zlapalam sie za glowe. Powiedzialam mu, ze jak on zrozumie o co nam tutaj chodzi, to niech mnie powiadomi..

Nastepny numer programu: wizyta w sklepie z niepachnacymi mydlami i plynami do prania, ktora to wizyta niespecjalnie sie udala, bo przyszlam po godzinie kiedy mozna zamowic dostarczenia zakupow - wyruszylam w droge do domu.
Na przystanku stal mezczyzna i pomagal mi odgadnac numery autobusow w jezyku hebrajskim, ale z amerykanskim akcentem, ktory chodzil przed nim. On jest z Rockville, i jest w Izraelu tyle czasu co ja. Mowi naprawde dobrze po hebrajsku i ma swietny wzrok. Widzi numery autobusow z daleka, zanim sie zatrzymuja na przystanku. Taki bioniczny wzrok. Usiadlam kolo kobiety z dwojgiem malych dzieci, ktore siedzialy  naprzeciwko nas. Maly, mlodszy o 1.5 roku od siostry (mial chyba 3.5 lat) - matematyczny geniusz. Siostra podskakujka. Mamusia mowila do nich po hebrajsku i po rosyjsku. Zadawala chlopczykowi rozne matematyczne pytania, na ktore on odpowiadal bezblednie. Jak ja mowie geniusz, to ja muwie.

W sobote pojechalam do moich, juz trojga, wnukow. W zwiazku z nadchodzaca wizyta, zrobilam zakupy prewencyjnie, czyli w czwartek - kupilam skladniki na pizze. W piatek pizze przygotowalam i wsadzilam do lodowki, a w sobote rano wsadzilam do pieca. Pomiedzy pierwsza a druga pizza dzwoni do mnie tatus wnukow i mowi, ze dostali telefon tegoz ranka, ze koles Baraka ma urodziny i ze zamowili basen i jeszcze cos tam w Beit ha-Lochem (czyli Dom Bojownika). Tatus wnukow opowiada mi, ze to wszystko tak nagle, bo on, tatus kolesia Baraka, opuscil dom rodzinny. To bylo spowodowane tym, ze zona go zdradza. Juz nie mowiac o tym, ze jak zona byla w szpitalu, to on, znaczy sie maz, czyli tatus kolesia Baraka - sprowadzil do domu prostytutke. Jednym slowem Barak _musi_ przyjsc na te urodziny w Beit ha-Lochem. Jak zostala cicha sekunda, wtracilam sie i sie pytam: jak to wplywa na nasze plany? A nic, ja Baraka juz odstawilem na urodziny jego kolesia, bedziemy musieli go odebrac, a potem pojedziemy z nim do domu. Grunt, ze z tego powodu dowiedzialam sie o tych wszystkich zdradach malzenskich. Pakujemy pizze, ja sie lapie za podarunki, ktore przywiozlam ferajnie z Kanady. Jedziemy do Beit ha-Lochem odebrac Baraka. Jakies10 metrow przed brama stoi straznik i trzeba mu dac dowod osobisty do odebrania przy odjezdzie. Jedziemy nastepne 10 metrow, do nastepnej bramy i spowiadamy sie drugiemu straznikowi, ze dowod osobisty jest u pierwszego straznika. Jedziemy jeszcze dwa metry do slupkow, przez ktore przejechac nie mozna i czekamy az tatus kolesia przyprowadzi mojego najstarszego wnuka.

Jak ja przezylam zwracanie uwagi na wszystkich trzech terrorystow naraz to ja nie wiem. Sheindale dostala lalke, ktora jest piekniejsza od lalki, ktora posiada jej kolezanka Rinat. Juz nie mowiac o sukience, ktora jest prosto z bajki o ksiezniczkach. Barak dostal kasete na wartosciowe monety (kazda z nich warta 10 agorot czyli groszy). Kaseta ma kod i alarm. Ktos musial wykoncypowac jak ustalic kod. _NIE JA_! Tatus Baraka szybko sie zorientowal, ale Barak nie pojal tak szybko i wrzeszczal na tatusia, ze tatus zle tlumaczy. Dzidzius Yoadzik siedzial grzecznie na moich kolanach minimum 15 minut. Mamusia byla zdumiona. Oczywiscie mamusia siedziala tuz kolo nas twarz w twarz z dzidziusiem, a Yoadzik coraz to odkrecal glowe, zeby zobaczyc kto to ta Blada Twarz, ktora go trzyma na kolanach. Okazalo sie, ze to bylo wielkie osiagniecie (ze strony moich kolan), bo Yoadzik nigdy nie chce siedziec na kolanach, tylko sie wyslizguje na podloge. Yoadzik dostal pluszowego misia, bajeczne nosorozce w kolorze granatowym (ktore mu siostra natychmiast skonfiskowala), i dwa smoczki. Okazuje sie, ze Yoadzik smoczka nie uzywa (chyba, ze do wypluwania). W zlobku wyciaga wszystkim kolesiom niemowlakom smoczki z buzi, a w domu wyciaga swojej siostrze palec, ktory ona trzyma w buzi. Ale smoczki, ktore dostal ode mnie, o ktorych to smoczkach mu powiedzialam, ze to ortodontyczne smoczki! - te smoczki wzial i wsadzil do buzi od odwrotnej strony. Jak juz dwoje mlodszych zaczelo marudzilo w duzych dozach wyjechalismy wraz z Barakiem (zeby nie przeszkadzal w ukladaniu malych do lozek) - i dokotwiczylismy do mnie.

Juz mialam pasc w fotel na moj wlasny odpoczynek, kiedy mi sie przypomnialo, ze w niedziele, czyli nazajutrz, ma przyjsc sprzataczka. O jejku. Trzeba to odlozyc, to przelozyc, to wyjac a to wsadzic. Jezeli ja nie przygotuje domu dla sprzataczki, to potem niczego nie moge znalezc. Wiec zmeczona potfornie - przygotowalam dom dla sprzataczki i poszlam spac. Budze sie w niedziele rano do syreny budzika i wyskakuje z lozka. Przygotowac kawe, szybko sie ubrac, poscielic lozko, jeszcze szybka inspekcja i juz sobie siedze i pije kawusie. Sprzataczki nie ma. Pomyslalam sobie, ze zanim do niej zadzwonie - zjem sniadanie. Zjadlam sniadanie a sprzataczki dalej nie ma. Zanim zadzwonilam, poszlam sprawdzic w kalendarzu kiedy ona miala przyjsc. Nie tego dnia!!! - tydzien pozniej. Wiec tydzien pozniej musialam znowu przygotowac dom dla sprzataczki - to po prostu tragiczna sprawa!

Ze dwa dni temu wybralam sie na wycieczke autobusowa. Od ul. Arlozorov az do samej ulicy Herzel lub Gercel (tu wymawiamy jak nam sie chce. Nie rozumiesz? Twoj problem). Stacja autobusowa pod Putinem wyglada jak parking. Polowe stacji zajmuje jakis tam samochod, z prawej strony jest olbrzymia ciezarowka, ktora dostarcza cos Putinowi, a tu zjawia sie pojazd ciut ciut mniejszy od ciezarowki i parkuje pod naszymi nosami. Pomiedzy tym pojazdem a ciezarowka jest jakies 2 metry. Nadjezdza nasz autobus. Ktos sie zaofiarowal wyskoczyc na srodek ulicy, aby dac znac autobusowi, ze pasazerowie sa gotowi zrobic aliye. Autobus sie zatrzymal, zaczynamy wchodzic. Ja zaczynam zagadywac kierowce na temat parkowania na stacjach autobusowych, a on, bystry czelawiek mowi mi: Nie wolno przeszkadzac kierowcom pojazdow zaparkowanych na stacji autobusowej! Dobrze, ze zauwazylam, ze on sie smieje, wiec juz i mnie bylo do smiechu. Sila wyzsza, nie ma co poradzic.

Co prawda uwielbiam chodzic do sklepu spozywczego bo moge macac produkty na wlasna reke, ale zaczelo mnie to meczyc, wiec postanowilam sprobowac zamowienia przez internet.  Trzeba sie przyzwyczaic, ze narod tak technologicznie rozwiniety nie potrafi zaprojektowac i rozwinac stron internetowych, ktore sa i logiczne i latwe do uzycia. Ale nie tak latwo sie do tego przyzwyczaic. Polozylam na wage niespecjalnie udaczne strony internetowe vs chodzenie do sklepu osobiscie. Pierwsza proba byla zaskakujaco swietna. Troche czasu mi zajelo szukanie produktow po hebrajsku. Obrazki nie tylko, ze sa za male ale nie pokazuja wszystkiego co oni maja! Wiec zaczelam wpisywac nazwy produktow w przeszukiwarce. To nie dziala jak dr. gugiel, ktory potrafi zgadnac co ja mam na mysli. Tam pomylisz sie o jedna literke - odpowiedz jest ostra i surowa: NO TOILET PAPER FOR YOU!!! odpowiada mi  the Toilet Paper nazi. No, w koncu to ja sie musialam zamienic w doktora gugla i musialam sie domyslac o co im chodzi, jak twierdza, ze nie maja mleka w Supersal Online. Zamowienie wyszlo na astrologicznie niska sume. Bo nie krece sie po sklepie i nie zauwazam roznych rzeczy, ktorych nie powinnam zauwazac. Nastepnego dnia, telefon, dzwoni poslaniec. Ide otworzyc drzwi, wchodzi mily, usmiechniety czlowiek, pytam sie go o imie. Bogi, odpowiada poslaniec i od razu mnie informuje, ze on nie jest Bogi Ayalon (byly minister Obrony). Wiem, odpowiadam. Od czego to imie pochodzi? Mughrabi. Serio? To piekne imie, mowie mu. W Jerozolimie jest Mughrabi Gate w murach Starego Miasta. Nie wiedzialem odpowiada Mughrabi. On wychodzi, ja odkladam wiktualy na ich odpowiednie miejsca. Nagle widze tam jakas koperte, zaadresowana do mnie:



Wewnatrz list, gdzie pisza, ze oni mnie b. kochaja, i zebym zakupy robila tylko u nich.

Rowniez wewnatrz koperty:




My cup runneth over. Marzylam o takiej czekoladzie. No, jak ich tu nie kochac.




ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

dana

Pojechalam do lekarza. ktorego gabinet jest na drugim koncu swiata, Neve Shaanan. Ja ten teren niespecjalnie rozpoznaje (w odwrotnosci od wszystkich innych terenow), a autobusowy GPS byl nastawiony na b. cicho, bo kierowca sluchal glosnej i parszywej muzyki. Siedzialam obok jednej pani, wg. akcentu - Polaniya. Spytalam sie jej (b. delikatnie): czy Ty jestes Polaniya? Tak, mowi Polaniya; a po polsku mowisz? Tak, i zamieniamy moze 2 zdania po polsku. Ona ma akcent. Okazuje sie, ze jest ze Lwowa. Z tego co zdazylam zrozumiec, znalazla sie w lodzkim getcie, a potem sie "przechowala" u Niemcow jako chrzescijanka. Wiecej nie zdolalam sie dowiedziec, bo i ona zadawala pytania, a ja sie zaczelam denerwowac, ze ja nie wiem gdzie ja jestem. Mowie do kierowcy, ja potrzebuje Rehov Hannita. O, tu jest, i wysadza mnie. Ja sie rozgladam, i nie mam pojecia gdzie jestem. Nic nie wyglada znajomo. A tu piatek, zblizamy sie do poludnia. Taksowek bylo jak na lekarstwo. W koncu sie jakas zjawila, dalam mu adres, taksowkarz mi mowi: aaa, tam jest przychodnia. No, jak bozie kocham. Taksowkarz mowi, ze to Bog go poslal do mnie. Zgodzilam sie, szczegolnie, ze mial kipe na glowie.

Tydzien pozniej, mniej lub wiecej, chcialam znowu zamowic wiktualy online, robie to, robie tamto, naciskam, cos mi nic nie wychodzi. Doszlam do wniosku, ze moj stary wiek mnie zaraz doprowadzi do bialej goraczki. Zadzwonilam do Supersal Online. Dali mi nowy password (slowo honoru, ona mi podyktowala nowe haslo, i to jest numer mojego dowodu osobistego). To dlatego, ze nie moglam uruchomic "Forgot password?" Nawet z nowym haslem - nic z tego nie wychodzi. Powiedzialam panience, ze ja zrobie restart komputera i sprobuje pozniej. Po godzinie zrobilam restart, wszystko dziala, ale wejsc do Supersal Online - NYET!. Znowu zadzwonilam, no i co? Jest awaria, ich strona internetowa nie dziala. Juz nie jestem w drodze do alzheimera. Tak czy siak, zakupow nie moglam zrobic i nastepnego dnia poszlam do sklepu. Jak zwykle wymeczylam sie okropnie i plecy mnie bolaly. Jade na ruchomych schodach zeby wyjsc. A tam stoi taki olbrzymi metalowy słup, ktory podpiera mniej wiecej 4 pietra. Srednica słupa, tak na oko, ok. 70 cm. Lapie sie za słup i robie cwiczenie na przeciagniecie miesni. Kolo mnie przechodzi czlowiek, po dwoch krokach obrocil sie, stanal, i popatrzyl sie na mnie. To na bol plecow, mowie mu. Ahhh, myslalem, ze chcesz przesunac słup. I am not making this up.

Igor przyniosl mi moje zakupy, dowiedzialam sie, ze jego mama, juz rok w zakladzie rekonwalescencji po wylewie krwi do mozgu - zaczela troche mowic. No, w koncu mamy dobre wiadomosci. Ale moja ulubiona kasjerka jest nieobecna. Umarl jej tatus, a potem sobie zlamala noge i siedzi w domu i towarzyszy jej pan gips. Inna panienka, ktora uklada rozne rzeczy na polkach i jest jedyna w calym sklepie, ktora wie gdzie co jest - wlasnie wrocila z wakacji w Toronto. No i dowiedzialam sie wszystkiego o Toronto, czego jeszcze nie wiedzialam. Takie to zycie codzienne, wszyscy wszystkich znaja. Wracamy do domu i zaczyna sie zycie codzienne, nie nasze, tylko ludzi, ktorzy mieszkaja na poludniu. Albo bombardowania, albo balony z helium i koktailami Molotowa. Juz nie ma czego palic.
Bedzie dobrze. To jest wspaniale powiedzenie. Uzywane na wszystkie nieszczescia, male i duze.

Winie Tereske. Od razu po rozmowie telefonicznej z nia, poczulam sie bardzo glodna. Juz byla godz. 9-ta wieczorem, wiec nie wypada jesc "jedzenia". Mialam swietne, swieze i bardzo pomaranczowe marchewki w lodowce. No, wiec, umylam marchewke, i zaczelam ja chrupac. Ja chrupie marchewke, a tu nagle chrrrrrrrup! - zlamalam zab. Rano zadzwonilam do Maccabi-Dent, i okazalo sie, ze musze najpierw pojsc do zwyklego dentysty, a dopiero potem dostane skierowanie od niego do dentysty, ktory sie zajmuje naprawianiem szkod zrobionych przez marchewki. Dostalam kolejke na godz. 18:45. Pomyslalam, pomyslalam, po czym zadzwonilam do przychodni dentystycznej, ktora odwiedzam wiernie co 3 miesiace juz od 8-miu lat. Okazalo sie, ze mimo, ze to przychodnia periodentystyczna, czyli od dziasel - owszem, zejmuja sie rowniez szkodami zrobionymi przez marchewki. Dostalam kolejke na 14:30. Dokotwiczylam o troche wiecej niz pol godziny za wczesnie. Nie szkodzi, siedze na kanapie i ogladam co sie dzieje. Wchodzi jakas pani i nie siada, tylko kreci sie nerwowo po poczekalni. Trzyma na policzku cos, co wyglada jak lod. Wychodzi jedna z panienek z gabinetu i ta pani zaczyna sie b. glosno domagac: wyjmij mi to! wyjmij mi to! Po czym sama wsadza reke do ust i cos wyciaga i slychac jak cos pada na podloge. Panienka mowi - wyciagnelas koronke, i ona jest na podlodze. Pacjentka zaczyna sie jeszcze bardziej denerwowac. Wychodzi Dr. Dahan, pacjentka narzeka, Dr. Dahan jej mowi: prosze, wejdz do gabinetu, juz Ci przykleje ta koronke. Jednoczesnie patrzy sie na mnie, w czasie jak ja bardzo spokojnie sobie odpoczywam na pieknej bialej kanapie - i mowi: Giveret Dana,  zaraz potem Ty wejdziesz. Ja mam cierpliwosc, odpowiadam. Bardzo sie ucieszyl, choc on juz i tak wie. Wchodze, on mi zaglada do twarzy, i widzi, ze sw. pamieci zab juz zostal pogrzebany i kadisz juz a nami. Jego reakcja: Ejze Bassa! (=ale heca!) - no i w nastepny czwartek mam przyjsc do dentysty zadomowionego w tej klinice.

Aby  jakos ten tydzien miedzy dentystami wypelnic, poszlam od nich do malego arabskiego sklepu gdzie zawsze maja najlepsze jarzyny i owoce. No i mieli avocado - jedyny sklep w Haifie to posiada bo teraz nie sezon. Jak wchodzilam do sklepu przywital mnie wlasciciela: Bardzo milo Ciebie zobaczyc Giweret, juz dawno Cie nie bylo. Pojechalam na slub syna (to moja wymowka na wszystko teraz): Mabrouk! -  powiedzial wlasciciel z duzym usmiechem. Teraz bede chyba zapraszana na sluby w jego rodzinie :)) Wysiadlam kolo Putina a tam stoja jakies drabiny - majsterkuja przy szyldzie. Tylko nie dotykajcie mi szyldu Putina! Majsterklepkow pilnowal pan wysokosci 110 cm. (znaczy sie mniej niz ja.). On mi opowiada konspiracyjnym tonem, ze Putin to nasz sprzymierzeniec. Oczywiscie! Dlatego bronie jego szyldu wlasna piersia! Krotki Glownodowodzacy ekipy drabinowej kontynuuje: a ten maly z Ameryki ... Trump ? Tak. tak, Trump -  on jest naszym przyjacielem! Oczywiscie! No i dogadalismy sie co do najwazniejszych politycznych ukladow na swiecie.

W piatek wybralam sie na sobotnie zakupy. Mialam do odebrania paczke. Poczta dostarcza paczki do roznych sklepow. Ja mam isc na ulice Neviim nr. 23. I co ja tam widze?!:


Moja paczka spoczywa w sklepie "Wszystko dla palacza"! - no, jak Bozie kocham.

Jeszcze kupilam gazete, ksiazki, poduszke i kawe i zlapalam taksowke, bo mi pakunki urosly. Weszlam do domu, zjadlam sobie cosniecos, wypilam cosniecos, otwieram gazete. I zdebialam. Moim wspanialym wzrokiem odczytalam naglowek: Theodor Herzl re-interred 69 years ago atop Mt. Herzl - jako: "po 69 latach pochowano Herzla na Gorze Herzla". Toc to skandal! Juz nie mowiac o tym, ze ja przeciez bylam na Gorze Herzla i poszlam na grob Herzla - wiec co to bylo?! Trzymali tam pusty grob az sie zabiora do pogrzebania Herzla na gorze Herzla? Jak, lehavdil, czeka na mnie pusty grob na drugim pietrze grobu mojej Babci? W glowie sie nie miesci. Odlozylam gazete. Dzis do niej wrocilam, no i okazuje sie, ze Herzla pochowali w jego grobie na gorze Herzla - 69 lat temu. Co za ulga!!!

Sobota, laba: 4 rozmowy z synem, pranie, ugotowac zupe, zlozyc pranie. Ide spac. Dwie godziny pozniej dzwoni Face Time. Odpowiadam, dzwoni moj "brat" brother in arms z Oklahomy. Co, obudzilem Cie? Ano. Chcialem sie dowiedziec co sie dzieje? A bo co? pytam, sie.. A bo napiecie. Ano, jest napiecie. Chcialem przyjechac do wojska w pazdzierniku, ale jezeli bedzie wojna ... Sluchaj, Hermano, odpowiadam mu, az do pazdziernika to my juz zdazymy ta wojne wygrac. Ach, to dobrze.

Niedziela: 7:15 am dzwoni syn - wyladowal na Azorach, i dzwoni z sali bagazow, gdzie czeka na dany bagaz
                 7:30 am dzwoni syn, juz ma nowy sim card i idzie na kawe
                 7:45 am dzwoni syn, pije kawe i zajada ciasteczko. Nie moze pojsc do hotelu, bo dopiero o 2:00 pm moze wejsc do pokoju

- jeszcze szereg telefonow i sms-ow od syna. Synowa ma przyjechac wieczorem, wiec sie skoncza rozmowy. Nie znalazl mojego pamietnika w domu, zeby go zabrac, bo jest wielki Balagan. Zupelnie jak w Izraelu: the British had a Tommy gun, Israel has Bala-gan.

Wychodze na badanie OCT. Siedze na przystanku. Nadjezdza jakis olbrzymi samochod lub srednia ciezarowka (nie potrafie rozroznic takich detali samochodowych). Macham mu reka, zeby sie nie wazyl zaparkowac na przystanku autobusowym. O dziwo, posluchal sie mnie. Facet, ktory tez czekal zaczal sie smiac i pogratulowal mi serdecznie, ze wygralam 0:1 z samochodem-ciezarowka. Dojezdzam na Centralna Stacje Autobusowa Lev ha-Mifratz. Tam, po drugiej stronie ulicy jest centrum towarowe, w ktorym znajduja sie specjalistyczne badania. Druga strona ulicy wiecej nie istnieje. Trzeba isc, i isc, i isc, potem wjechac ruchomymi schodami i wtedy objawia sie ulica, ktora ma druga strone. Wchodze, mowie, ze ja na OCT, i ide. Nie tu! najpierw idz w prawo, potem prosto potem w lewo. Rok temu to bylo najpierw w lewo a potem w prawo. Ja zaraz ocipne od tych totalnie niepotrzebnych zmian. To tak jak te fryzury, ktore sie musza koniecznie zmieniac co sezon w serialach telewizyjnych.

Sekratarka siedzi w tym samym miejscu, zapisuje mnie i kaze mi usiasc, wkrotce przychodzi inna pani i wkrapia mi krople. To, narazie, tak jak bylo. Ale teraz mam wyjsc, isc do poczekalni naprzeciwko pokoju nr. 38. A gdzie jest moje haslo na otrzymanie wynikow badania? Juz Ci wyslalam sms-a do telefonu. Ide, i przechodze przez takie same meczarnie jak za kazdym razem: nie mrugac - ile mozna??? Nie ruszaj sie - ile mozna? trzymaj glowe tu a nie tam - qrwa mac. Koniec. Czekaj na dyskietke. Za 5 minut dostaje dyskietke z tego machania rzesami. Ale haslo nie przyszlo. Za to z pokoju sekretarki slychac straszliwe wrzaski jakiejs baby, ze "smieja sie z niej". Wrzaski coraz wieksze, w koncu baba wychodzi i dalej wrzeszczy odchodzac. Ide do sekretarki po moje haslo, ktore nigdy nie nadeszlo. Ona dzwoni na pomoc techniczna, Po pieciu probach zgaszania i zapalania i rozmow z technikiem, w koncu wychodzi moje haslo. Podchodzi jakas pani i zaczyna sie rozmowa na temat wrzeszczacej baby. Zaofiarowalam moja zawodowa opinie, ze baba jest nienormalna. O, mowi sekretarka, ta pani wszystko slyszala.... Zaofiarowalam sekretarce, ze baba tak powinna wrzeszczec na swojego meza, a nie na sekretarke. I ze moze tez przy okazji wrzeszczec  na mojego bylego meza. Sekretarka zaczela sie smiac i mowi - na mojego bylego meza tez! No i dalysmy sobie high 5, blyskawicznym skrotem podalysmy sobie przebieg naszych malzenstw - wszystko bylo jasne. Uzbrojona w haslo wychodze z biura i natykam sie na medycznego blazna. Pytam sie go, czy przyszedl do mnie. Oczywiscie mowi klown, moge tez z Toba pojsc dalej.

O dziwo droga powrotna _do_ autobusu wcale nie byla odwrotnoscia drogi _od_ autobusu. Osiem lat do jasnej cholery buduja ta glowna stacje autobusowa w Lev ha Mifratz ale gorzej tej roboty zaplanowac nie mogli. W drodze do autobusu natykam sie na jakies szklane drzwi a w nich stoi uzbrojony po zeby ochraniacz. Co tu jest? pytam sie? Stacja kolejowa odpowiada. Stacja kolejowa jest na drugim pietrze centrum handlowego! Ale tu tez, mowi ochraniacz. To na cholere dwie stacje? No bo ta stacja to tylko Rakewet ha-Emek, czyli tzif, tzif al ha ratzif. Nie moge znalezc przystanku mojego autobusu. Pytam sie jakiegos faceta, gdzie jest stacja numeru 133 i 132. Nu? odpowiada. Co nu? Gdzie zatrzymuja sie te autobusy??? No tu! Ja widze nr. 18 a nie 133 czy 132. Oj, to Ty niczego nie widzisz?! Odkryl Ameryke. Ale, zeby nie klamac to mu wytlumaczylam, ze zajmie mi 3 godziny az cos zobacze, bo krople...

Przyszedl czas na brzemienne w skutki spotkanie z dentysta. Zjawilam sie tam oczywiscie za wczesnie. Jak zwykle. Widze, ze w poczekalni kreci sie jakis dentysta (rozpoznalam jego zawod po mundurku). Dokladnie na czas on mnie wola i schodzimy na dol gdzie sa gabinety chirurgiczne. Musze wlozyc jednorazowego uzycia nylonowe pokrycie na buty. Siadam w moim ulubionym dentystycznym krzesle, a dentysta zaczyna mnie wypytywac: z jakiego kraju przyjechalas do Izraela? Aliyah alef czy Aliyah Bet? pytam sie. Zacznij od Alef. Alef, przyjechalam z Polski. Oooo, a mowisz po polsku? pyta sie mocno zaakcentowana polszczyzna. Oczywiscie! Jeszcze jak! Ja urodzilem sie w Izraelu opowiada dentysta, ale rodzice z Polski. Wiec ja wiem jak sie mowi: choc tu, idz tam, daj mi pieniadze. Ucieszylam sie. Jak by nie bylo rodak. Na dodatek byl bardzo impresniety, ze ja z Warszawy. Tak, jak by to byl moj osobisty sukces. Czy jestes kawalerem? Nie, odpowiada pan Doktor Dentysta. Mam zone i kochanke - dobrze urzadzony. No wiec co chcesz? pyta sie dentysta. Zalatw mi jakis zab zeby zastapic tego co juz jest swietej pamieci. Chcesz, zebym juz zrobil, czy chcesz wiedziec ile bedzie kosztowac? Zrob mi nowy zab, odpowiedzialam i powiedz mi ile bedzie kosztowac!  Pan doktor Dentysta bardzo sie ucieszyl moim mostkiem, po czym sie zabral do roboty. W ciagu pol godziny zrobil mi rekonstrukcje i zaczal cos grzebac na stoliku obok. Podaj mi zielone, mowi do pomagierki, a teraz podaj mi zolte. Sluchaj no, ja mu mowie, jezeli szukasz jakiegos dobrego koloru na moj nowy zab, to najlepiej rozowy. Alez skad, odpowiada dentysta, tylko zloty! Zrobil mi nowy zab, piekny jak ta lala, przymocowal oryginalny mostek spowrotem. Powiedzial ile ma kosztowac. Ja juz sie zebralam i mam wychodzic, kiedy on do mnie mowi konspiracyjnym glosem: ja mam na imie Nir. Ja slucham. Ale moja mama mowi do mnie Kochany Doktor. Tak? Co to jest "kochany"? pyta sie moj ukochany dentysta. Jak sie juz przestalam smiac, to mu powiedzialam.



Kochany Doktor

Poniewaz tu zawsze sa przygody, wystarczy z domu wyjsc, a czasami i tego nie trzeba - beda dalsze sprawozdania. A na razie:


Slowniczek wyrazow hebrajskich:
=========================

Canzura
Diata
Doktorina
Eltalena
Faminizem
Gabels
Ko-Klax-Klen
Kolinari
Lulita
Makrogalim
Miladnov, Maldonov
Napotizem
Premitivi
Regolucja
Samsong
Schum (suma) astrologi
Suczi (to jest w ZSSR)
Westminister
ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

lipniaczek

...nareszcie dostawa pamietnikow... a juz chcialem zlozyc oficjalne zazalenie...
  ???

dana

ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

kasiak

Super!  :)
A masz już Dana ten bilet miesięczny na autobus, co go nie mogłaś zalatwic przed wyjazdem?
Czekam na kolejna czesc przygod.  :D

Haifska

Bez biletu miesiecznego, czyli RavKav to bym musiala chyba pojsc do domu starcow. A problem ktory mialam to byl, ze nie moglam tam zmienic mojego nazwiska na staro-nowe. Nie mogli zrozumiec dlaczego Stara Staruszka potrzebuje zmieniac swoje nazwisko. Ale teraz wsio w pariadkie, i ja sobie jezde dowolnie.

Haifska

Quote from: lipniaczek on August 25, 2018, 07:20:38 PM
...nareszcie dostawa pamietnikow... a juz chcialem zlozyc oficjalne zazalenie...
  ???
Jak widzisz, dostawa i w przyszlosci bedzie, bo tu w Haifie sa same przygody. Ja nawet nie daze pisac o wszystkim  :)
Kto by pomyslal, ze to dostojne miasto waryuye Polaniyot
A jak tam w BC, pozary sie zgasily???

lipniaczek

...nie mialem clue o BC, niemniej dziekuje - zgasi sie, musi sie zgasic, o ile juz sie nie zgasilo...
  :)