News:

SMF - Just Installed!

Main Menu

Poczekalnia - unofficial Fun Zone

Started by lipniaczek, October 20, 2018, 10:16:21 PM

Previous topic - Next topic

dana

kurrrrrrrka... skad te linki? nic nie rozumiem... :D :D :D
ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

Haifska

Ja tez nie rozumiem tych linkow, natomiast nagle mi sie pokazalo okienko, w ktorym poniekad i aczkolwiek moge cos odpisac. Tyle, ze nie wiem na co. Ale ogolnie mowiac, jestem bardzo biedna mama i jestem uposledzona przez okrutny los, ktory mi coprawda nie dodaje siwych wlosow, ale z kazdej innej strony sprawy nie wygladaja dobrze. Tu kilogram, tam kilogram, i juz zabieraja mi czas i wolnosc pisania czego mi sie zywnie podoba. Jednym slowem mam problemy. Ale dzielnie walcze na tym froncie i coraz to ten nastepny pamietnik sie troche bardziej pisze.

lipniaczek

#3
....no to spokojnej walki - i w takim razie poczekalnia musi byc i uwazam ja za oficjalnie otwarta...
???


lipniaczek

#4

IKEA PLUS PLUS.



W ostatni piatek zrobilam jak zwykle zakupy w SuperSolu na samej Gorze Karmel. I jak zwykle zamowilam dostawe. Po odpowiedniej ilosci czasu puk, puk do drzwi   wchodzi mlody czlowiek z moimi zakupami. Bez czerwonej koszulki Supersolu, czyli w tzw. cywilu. Twarz znajoma ale nie na 100%. Ty kto jestes, pytam sie. Ja jestem kurier. To ja wiem, odpowiadam, ale czy Ty jestes Khalifa? Nie, ja jestem Hamdan, ale tez jestem bratem Faddi (to moj glowny dostawca surowcow na potrawy). Zdziwilam sie, ze tyle ich. Ja mam 16 braci, mowi Hamdan. Ze co?!@#$%^&*?!!!! – siedemnascioro dzieci? Mam tez 3 siostry odpowiada. Goteniu, ja mu mowie. 20 dzieci? Tak, mowi Hamdan impresniety bardzo moim wspanialym talentem rachunkowym – my nie mamy telewizji, wiec oni nie maja co robic. (reszta w domysle). Zip my lip, wiecej niczego nie powiedzialam. Jeszcze nasle na mnie 16-tu braci + ew. nawet 3 siostry.



Amit z Ikei przyszedl z Drorem skladac mi meble z gory surowcow. Skladacze tych olbrzymich czesci Lego byli wrecz przyjacielsko do mnie nastawieni. I naraili mi stolarza i w ogole zjedli cala chalwe i dwie tabliczki czekolady no i kawusie popijali. Im bylo blogo, a mnie tez – jak juz poszli. Za duzo sie nie ftracalam do ich skladania. Jak sie juz napracowali od 8:30 do 16-tej i ja im bardzo podziekowalam i dalam duzy tip to mi powiedzial Amit, ze jezeli kiedykolwiek bede potrzebowac, zeby mi cos zamontowac na scianie, to on mi daje numer swojego telefonu komurcowego. Ja tego na ogol nie robie, mowi Amit. No, wiec dlaczego akurat mnie? Ty jestes nadzwyczajna. Z wrazenia prawie sie zarumienilam. Na drugi dzien juz mialam okazje do niego zadzwonic, bo zamowilam zamontowanie szafki na scianie 20 cm nie w ta strone co trzeba. Wczoraj mu tez wyslalam sms-a, ze rurka do ubran sie zawalila, bo ten dynks do podtrzymywania drągu zlamal sie. On przychodzi jutro. On jeszcze nie wie, ze rowniez ten drąg z gornej czesci jest coprawda w miejscu wedlug planu dyrektora od robienia planow w Ikei, ale nie mam dosc miejsca, zeby powiesic nawet tishertke, bo jest za krotko.

Wiec bedzie musial majstrowac. Za pieniadziory fszystko mozna zalatfic. To fakt i nawet uwda.

Dzisiaj przyszla sprzataczka. Jako, ze sie zaharowalam na smierc sprzatajac dla sprzataczki, to bylam zmeczona. Wiec ona sobie pracuje, a ja postanowilam odpoczac na mojej nowej kanapie. Dzwoni Aleks, i sprawdza dlaczego mi znowu internet wysiadl. Potem dzwoni pani, ktora ofiaruje mi zmniejszyc cene za moje ubezpieczenie na zdrowie. Ona mowi tylko po rosyjsku i nie zna hebrajskiego. Dobrze, ze moja sprzataczka zna rosyjski (ten co uzywaja w Azerbajdzanie), bo glownego slowa, czyli "strachovanye" nie znalam!

Czy mowa o strachu, czy co? No, na cale szczescie moja Yagot jest qvantum tlumaczka z rosyjskiego na hebrajski. Niestety sie okazalo, ze oni beda zmniejszac ceny tylko mlodziencom do 65-go roku zycia. Pech! Potem dzwoni Grant, dwa razy, potem dzwoki Oksana, ktorej musialam pokazac mieszkanie do wynajecia w naszym budynku. Nie spodobalo jej sie, ale zdazyla zadzwonic do mnie cztery razy.

W momencie, kiedy jej pokazywalam jak wejsc do budynku przywital sie ze mna sasiad. Nie poznalam go, bo bylam w okularach slonecznych wiec sie na momencik zamienilam w Danke Guwnowidze. Potem w wielkim pospiechu weszla na gore inna sasiadka ze swojaj mamusia. Mamusia i ja znamy sie, bo ona mnie zaprasza do swojego domu na wszystkie swieta. Mamusia jest zona wlasciciela dwoch mieszkan nade mna – powiedziala mi, kiedy sasiadka i ona tym razem w wielkim pospiechu schdzily ze schodow, ze obejrzy moje mieszkanie nastepnym razem. Rowniez Roza zadzwonila i z tego odpoczynku wyszly mi mniej wiecej nici, moze nitki.

Umowilam sie z Roza na spotkanie w Kyosku, na kawe i lunch. U nicht zawsze jest pycha. Roza mi mowi, ze ja jestem mocna i dobra. Bo urodzilam sie w czerwcu.

Po lunchu pokazalam Rozy pare wazniejszych sklepow w Merkaz Ziv, a potem poszlysmy do Sklepu Z Samymi Najzdrowszymi Rzeczami. Od razu nie mieli korenflejks, ktore ja najbardziej lubie. Reszte rzeczy mieli. Wiec w zadowoleniu wydalam polowe pieniedziorow z mojego portfelu na te Bardzo Zdrowe Rzeczy i poszlam poszukac taksowki, zeby mnie wziela do domu, bo te Zdrowe Rzeczy sa Ciezkie Jak Cholera.

Mowie taksowkarzowi, zeby byl cierpliwy, bo ja mam 90 lat. Zdziwil sie, widocznie jednak zrecznie wpadlam na moje siedzenie. Widze, ze taksowkarz jest modernym czlowiekiem. Jest podlaczony jednoczesnie do szesciu roznych elektronicznych dynksow i z wszystkimi rozmawia przez sznurek w uchu.

Rowniez rozmawia ze mna i z Einat, kolezanka, ktora on bardzo chce zaprosic do swego lozka, ale ona sie nie daje. Po stronie pasazera sa trzy naklejki na samochodowym parapecie. On mi tlumaczy co te naklejki znacza. Wie, ze osoba w moim podeszlym wieku nie potrafi rozpoznac tych rysunkow. Przeciez oblalam geometrie, bo nawet za mlodu nie potrafilam rozpoznac rysunkow. Pierwsza naklejka nakazuje sie zapiac pasem, druga naklejka nakazuje nie wyrzucac smieci przez okno, a trzecia naklejka....nakazuje nie lapac pasazerki za cyce. I am not making this up.

Zaczelam sie smiac, mimo, ze naklejki wcale nie smieszniejsze od taksowkarza ktory gada non stop przez swoje sznurki i nawet wie do kogo aktualnie mowi. Nagle on sie do mnie zwraca i pyta sie co on ma zrobic, zeby przekonac Einat, zeby poszla z nim do lozka? Zaproponuj jej malzenstwo poradzilam. CO?!, przerazil sie taksowkarz – przeciez to jest WARYACTWO! Nie bede jej proponowal malzenstwa. No to nie.

Dzwoni moj sasiad Wania. Kiedy Ty robisz zakupy? Czy dostarczaja do domu? Czy przynosza w ciagu dwoch dni? Wus iz dus, dwa dni? – w ciagu dwoch godzin dostarczaja, odpowiadam mu. Czy moge Ci w czyms pomoc, pytam sie? Wlasciwie to tak, mowi Wania. Ja kupuje bardzo malo, czy moglabys dla mnie kupic? Oczywiscie, on pewnie tez przeczytal moj horoskop, bo podaje mi swoj numer karty kredytowej, do kiedy wazna, numer z tylu karty, swoj numer dowodu tozsamosci. Moze ja Ci kupie a Ty mi oddasz?

On ma problem z osiagnieciem gotowki do konca miesiaca. Lista jego zakupow: 8 pomidorow, 4 ogorki i pol kilograma czerwonego miesa. Czerwonego miesa? Tak, czerwonego miesa. Ale spytaja sie Ciebie jaki kawalek, to powiedz ramie. Te krowie ramiona z czerwona krwia plynaca przez ich zyly troche poruszyly moja nad-bujna wyobraznie.

Dzwoni moj lekarz i sie pyta, Giweret Dana Keren, jak sie czujesz? Doskonale odpowiadam mu. Dzisiaj jeszcze nie czytalas internetu. Hmmmm. Domyslilam sie, ze napisal cos do mnie.

Dostaje wyklad z endokrynologii, ortopedie odlozymy jak narazie, twierdzi moj doktorek. Wytlumaczyl co mam zrobic i zgodzilam sie odlozyc ortopedie (ktora ma sie doskonale). Poszlam "do internetu". Faktycznie on do mnie napisal: "prosze przyjsc do kliniki, albo ja zadzwonie". No to dobrze, ze nie przeczytalam "internetu."

Slucham sobie starych hebrajskich piosenek, ktore dostalam na urodziny i czytam Tuvie, ktory szuka Zydow. Z tego co wszyscy mowia jest to smieszna ksiazka. Ale pomimo piosenek, ktore wywoluja usmiech na mojej fizjognomii, ksiazka jest bardzo smutna. Az doszlam do Beit Szemesz, gdzie nie ma ani jednej restauracji dla glodnego Tuvii. Bo w restauracjach pobozny mezczyzna moze sie natknac na kobiete ubrana od stop do glow na czarno, bardziej skromna niz Taliban i, jedzac kurze udko – moze dostac erekcji. OK then!

Coprawda tlumaczac sam z hebrajskiego na angielski zrobil Tuvia dwa bledy (jak narazie) – ale mu wybacze bo ksiazka jest fspaniala. Tylko ludzie jak ja, ktorzy nic nie widza – potrafia wylapac bledy. To jest jakas kara boska. Moja siostrunia by powiedziala, ze to kara za to, ze jej czerwona torebke zabralam w poprzedniej epoce, kiedy jeszcze bylo zimno.

Danka



lipniaczek

#5

PAMIĘTNIKI Z HAJFY 34. Pogodne refleksje. cz.1



Dlugo zapowiadana trzecia i ostatnia (tfu, tfu, tfu) operacja na stopki, ktore z niepieknych mialy sie zmienic na przepiekne – odbyla sie. W przeddzien Sylwestra, bo wtedy nikt nie chcial oprocz mnie, wiec mialam szczescie. Miejsca na operacje u doktorka juz byly zamowione na marzec i kwiecien. Poniewaz mialam sie stawic w klinice o niemozliwej godz. 8:30 i jeszcze dojechac najpierw z Haify do Jerozolimy – rozlozylam to zadanie na dwie czesci i dojechalam do Jerozolimy dzien wczesniej, gdzie zrobilysmy babski zjazd w Ta'ami (ulica Shamai), czyli najlepszej humus-knajpe na swiecie. Tylko noge postawilysmy, juz rozlozyli czerwony dywanik i zaprosili do stolu i zaproponowali wszystkie smakolyki.

Ja twardo chce tylko moj ukochany chumus mit falafel, mniam, mniam. Ale co tam, przeciez wiedzialam, ze bede musiala sie glodzic przez cala noc, wiec i najwspanialsza zupe z soczewicy na swiecie tez dostalam. Tudziez Nadzia, Jeruszalaimska i Halinka Z. dotrzymaly mi towarzystwa. Potem pojechalysmy do Casa Rotschild na czarny chleb ze smalcem, mniam, mniam!!! – i z kawusia ma sie rozumiec. Nie, zeby to byl koniec wieczoru. Przyjechala po mnie Lilka z Igorem i zabrali mnie do siebie do Gilo, gdzie przyszli mnie odwiedzic moi goscie, czyli Jacek Placek i moja kuzynka Yochana. Obecny byl rowniez piesek Yurik, ktory na moja czesc nie palil papierosow i nie perfumowal sie, wiec zaprzyjaznilismy sie natychmiastowo i goraco. Jak tylko przestal szczekac.

Raniutko skoro swit Igor zawiozl mnie do kliniki doktora Jaffe, anastezjolog mnie zwazyl, ja zaplacilam pieniedziory i zaprzedalam dusze na nastepne 3 czeki, usiadlam w wygodnym fotelu, anastezjolog costam powiedzial, poczym po 5-ciu minutach obudzilam sie i przy mnie stal Ezra, troche nie-ostro wygladal. I slysze, tak troche przez mgle, jak on rozmawia przez telefon przy tym moim fotelu i mowi bardzo glosno do Jeruszalajmskiej: tak, ja jestem Ezra, tak, Ezra Dayan, kiedys nazywalem sie Dayanowicz. To mnie juz rozbudzilo zupelnie i zaczelam krzyczec, ze mnie tylek boli!!!!! Cale 5 minut mnie trzymali w siedzacej pozycji az mi d... zdretwiala, wiec sie zaczelam awanturowac. Pan Dayanowicz sie smieje. Co cie boli???!!! ha-Tachat sheli! Po jakims czasie wchodzi personel, zakladaja na moje obandazowane nozki takie fajowe sandalki na rzepy, i prowadza mnie do poczekalni gdzi tlumacza mi rozne rzeczy, lod na nozki, nie moczyc bandazy, nie chodzic na bandazach, przyjechac za tydzien na zmiane bandazy, plastikowe krzeslo do prysznica, gumowe ponczochy z pomka do prysznica, antyzapaleniowe tabletki, plastikowego krzesla do prysznica (nie mam, ma sie rozumiec!!! – dzwonie do kolesia – on przyniesie) i ja juz spaceruje do konca korytarza na tych sandalkach jak na szczudlach, potem mnie wsadzaja w inwalidzki wozek i zwoza do garazu i do samochodu i jedziemy do Jerozolimy. Po drodze burza deszczowa. Jestem w panice. Jak ja przejde z samochodu do budynku w Haifie??? Ale po co ja zyje w krainie cudow i cudeniek? –  jak dojechalismy do domu, to juz nie padalo. Uau.

Jedzenie na tydzien mialam ugotowane, sasiedzi staneli na wysokosci zadania i wynosili smieci, Irenka, czyli Przewodniczaca Komitetu Domowego  (PKD) ugotowala mi ukrainski barszcz i przyniosla mi go w garnuszku a w reku jeszcze smietane, bo barszcz bez smietany sie nie liczy. Koles przyniosl mi plastikowe krzeslo i poszedl do apteki po tabletki. Rysio przynosil mi piatkowa gazete, PKD poszla do apteki Makabi po odnowione lekarstwa – jednym slowem, sasiedzi, przyjaciele, telefon i ajajaj-Pad zapewnily, ze pomimo, ze musialam siedziec jak najwiecej w fotelu z podpartymi nogami – nudno mi nie bylo.

Mija tydzien, trzeba jechac na zmiane bandazy. Tym razem zawiozl mnie koles i tak mu sie ta podroz spodobala, ze jak po poltora tygodnia znowu trzeba bylo jechac juz na zdjecie bandazy i wlozenia nozek w skarpetki i buty, znowu sie zaoferowal szoferowac. Tym razem jednak jechalismy z pijanym dzi-pi-esem, ktory na dodatek mowil po rosyjsku. Na poczatku podrozy dzi pi es byl chyba jeszcze trzezwy. bo milczal, az nagle zaczal nam mowic, zeby skrecic i zawrocic i jechac inna droga, i wlasciwie zawrocilismy jakas duza ilosc kilometrow. Zdziwilam sie, ze moj szofer taki posluszny, ale on mowi, ze pewnie po drodze jakas kraksa i prosta droga jest powolniejsza. Skoro ja siedze nie tylko z tylu, ale na calym tylnim siedzeniu, czyli bokiem – to, ze tak powiem, nic nie mam do powiedzenia. A tu nagle dzi pi es podniesionym glosem: a szto eto?! Ze co? On zadaje pytania?! Ano. On sie zdenerwowal, bo przy drodze, na bocznym pasie, stal samochod. Po pol godzinie znowu, jeszcze bardziej zdenerwowany: A szto eto??!! – motocykl na bocznym pasie. Zblizamy sie do wjazdu do Jerozolimy, dzi pi es, zaczyn dawac wskazowki: za 400 gramow, skrec w lewo. Levo eto pravo tolko na abarot. My w smiech. Za 200 gramow, skrec w levo, bukvalno levo. Za 80 gramow w levo. W levo eto w pravo tolko na abarot. I tak jeszcze kilka razy az juz w ogole nie wiedzielismy dokad jechac!!! Dobrze, ze rozpoznalismy ulice, qrwa mac. Dokotwiczylismy do doktora, zdjal bandaze, oswiadczyl, ze jest zadowolony, wybral, ktore buty mam nosic, wybral jak najbardziej jaskrawe skarpetki w rozowe paski (bo jestem z Californi, mowi doktor – grunt, ze ma powod!) i wyznacza date na nastepna wizyte. Juz sie nie moge doczekac tego pijanego dzi pi esa. Ale w miedzyczasie on kaze wciaz jeszcze jak najmniej chodzic i jak najwiecej leniuchowac. Dlaczego ja go dopiero na tym etapie mojego zycia poznalam? Niestety trzeba niektore rzeczy pozalatwiac, jak juz mam buty na nogach, to moge w koncu wyjsc z domu.

lipniaczek

#6

PAMIĘTNIKI Z HAJFY 34. Pogodne refleksje. cz.2



Doktorkowie od nerkowej operacji tez nie dawali za wygrana i kazali przyjsc na pogadanke naukowo-propagandowa. Poniewaz ja ich juz w tym Majmonidesie mam totalnie dosyc, wiec weszlam do gabinetu z rozkosznym usmiechem z gory zapowiedzialam, ze w roku panskim 2014 ja nie mam wiecej czasu na urologie bo za duzo czasu spedzam na ortopedie juz nie mowiac o zapowiadajacym sie zjezdzie Zydow, slubie syna i sluzbie wojskowej. Powiedzialam doktorkowi, ze jezeli chce sie ze mna spotkac, to ja jestem gotowa pojsc z nim na kawe ale nic wiecej!!! Na cale szczescie to zrobilo na nim b. dobre wrazenie i szybciutko wystosowal list do mojego domowego lekarza, ze juz moga mnie dalej sprawdzac w Kasie Chorych i Nieszczesliwych. Uff, one down – skreslony z listy. Jeszcze weszlam tam, w centrum handlowym Majmonidesa do sklepu ortopedycznego i kupilam sobie elastyczne buty. Jak sie poskarzylam, ze buty mnie bola, okazalo sie, ze natrafilam na zydowskiego pilosofa, ktory stwierdzil, ze buty nie bola, tylko nogi bola i w try miga mi znalazl te elastyczne buty. No i w tych elastycznych nie-bolacych butach wydreptalam a la kaczka ze sklepu zydowskiego pilosofa-ortopedy i natknelam sie na poltorarocznego czlowieczka, ktory dreptal zupelnie jak ja, a la kaczka. Przywitalsimy sie jak starzy przyjaciele po fachu, ze zrozumieniem. Powiedzialam mu tylko, ze coprawda oboje drepczemy po tym padole jak kaczki, to mnie nikt nie mowi, ze jestem sama slotkosc!  Czlowieczek przyjal moje oswiadczenie z naleznym stoicyzmem, ale pani Mamusia sie wielce usmiechnela.

Jak juz sie zrobilam do tego zdolna, zaczelam sie wybierac na zakupy. W koncu te zapasy ktore kupilam przed operacja wziely i wyszly, trzeba bylo cosniecos dodac do zaopatrzenia domowego.  Najpierw wybralam sie do sklepu z iglami i powidlami, czyli do sklepu, ktory ma wszystko, czego dusza zapragnie. Pytam sie sprzedawcy, czy ma filtr do wody. Taki zwykly? Nie, mowie, taki najlepszy, ten rodzaj co to kolo licznika. Ile dusz? Ze co???????? Ile dusz mieszka w domu? Jedna, mowie. Ale za to co za dusza! No, jak tak. Wyciaga filtr. Co jeszcze? Czy masz zwykle zarowki, pytam sie go. Tak. Takie na wkrecanie? Tak. Jakie masz najmocniejsze? 100 watow. Serio??!! – ucieszylam sie. Tak, mowi sprzedawca. Ile chcesz? Dwie, odpowiadam ostroznie. On mi przynosi dwie zarowki, w kartonikach, na ktorych stoi jak wol: 60 wat. Ja mu mowie: pisze 60 watow. To jest targil (trik) mowi sprzedzwca. Aaaaaa, takie targilim to ja bardzo lubie. Tak, on mowi. Nie wolno sprowadzac mocniejszych niz 60 watow, wiec oni pisza wszedzie, ze to 60 watow, na kartonikach, na skrzynce, i przysylaja mi 1000 zarowek, ktore maja 100 watow kazda. Ale nikomu nie mow. Mnie tu w ogole nie bylo, odpowiadam mu. Cena? 10 szakali za obydwie zarowki.

Ide do supermarketu. Ogladam pomarancze. Dziwne jakies te pomarancze. I dziwnie sie nazywaja. Tapuzina (תפוזינה), tlumaczac na polski pewnie by to bylo pomaranczina.

Tutaj prawidłowa nazwa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tangelo

Wiec pytam sie tak naprawde nikogo, nie szepcze, ale tez nie wrzeszcze: co to jest tapuzina???




Przechodzi obok czlowiek, ktory natychmiast doszedl do wniosku, ze on zna odpowiedz i mowi: nie kupuj! one sa wstretne! Smakuja jak brudne szmaty do podlogi. Zgodzilismy sie, ze gdyby choc te szmaty byly czyste, to mozna by bylo ewentualnie te pomarancziny zjesc, no ale w obecnym przypadku – mowy nie ma! Jako, ze przyszedl czas na nastepny rosol, trzeba kupic kure, wiec podchodze do lady rzeznika i mowie mu, zeby mi dal trzy kawalki kury, podzielone i zeby zdjal skore. On bierze te kawalki, kroi i juz idzie pakowac w folie. Miales zdjac skore, mowie do niego. Nie powiedzialas! Moj drogi, ja mu odpowiadam. Jak kazdy mezczyzna w moim zyciu, nie sluchasz co ja do Ciebie mowie. Kazdy mezczyzna? zaciekawil sie rzeznik? Kazdy. Ile mezow mialas. Dwoch. Nie sluchali sie? Nie. To byl ten problem? Tak. A dzieci masz? Tak. Ile synow? Dwoch. Nie sluchali sie? Nie. A ile dzieci. No, tych dwoch. To wszystko? Slabi ci mezczyzni!!! – to byl ten problem. Do trzech razy sztuka. Sklep zamkniety odpowiadam mu. Oddal kure i poszlam dalej. Z powodu problemu z nozkami, i coby sie nie przemeczac, zrobilam sobie liste wedlug polek w sklepie, zeby nie chodzic w te i w tamte. No, ale jakos nie podolalam zadaniu i znalazlam sie na jednym koncu sklepu kiedy sie zorientowalam, ze musze zawracac z pelnym wozkiem i jechac na drugi koniec. Oj, westchnelam sobie i pcham wozek. Co Ci jest, w czym mozemy Ci pomoc? – odzywa sie zatroskana para ludzi z zatroskanym wyrazem twarzy. Zdebialam. Nie! Nic mi nie jest, wszystko w porzadku! Jestes pewna? wszystko z Toba w porzadku, Twoje zycie jest OK? Wszystko jest bardzo nadzwyczajnie! odpowiadam, mieszkam we wspanialym kraju ze wspanialymi ludzmi, ale gdybym sie nie mogla sie od czasu do czasu pozalic tak mniej wiecej sobie a muzom, to zycie by nie warte bylo zycia :)))

Ucieszyli sie niezmiernie, zgodzili sie i rozstalismy sie. Musze kurcze uwazac, gdzie wzdycham, nie jak ten Lejzorek Rojtszwaniec.

Danka Doniosla

lipniaczek

#7

PAMIĘTNIKI Z HAJFY 41. Rewolucje takie i owakie, no i owakie sprawy. cz.1





Owaka sprawa to byla tamta sprawa. Zaczela sie 5 lat temu (I am not kidding you). Przyjechalam wtedy na stale do Izraela i wynajelam mieszkanie. Nie chcialam kupowac zadnych mebli, bo wiedzialam, ze predzej czy pozniej kupie wlasna chatke. Od kolezanki kupilam lozko, ktore udawalo kanape. No, ale trzeba ja bylo jakos doprawic, zeby mozna na niej bylo siedziec a nie lezec. Ja sobie zamowilam walek z gabki w Ussufija. Sami mi go zrobil i przywiozl do samego mieszkania. Niestety wciaz jeszcze sie lezalo, zamiast siedziec na tym lozku, ktore udawalo kanape. Pewna Pani (PP) zaofiarowala mi jeszcze jeden walek, ktory musialam zszyc i obszyc innym, wciaz jeeszcze ohydnym materialem, ktory chociazby byl w mojej teczy kolorow. Z calym ustrojstwem przeprowadzilam sie do mojej wlasnej chatki, i te walki, doprawione jeszcze poduszkami – dzialaly jakos, mniej lub wiecej. No, ale juz ostatni w moim zyciu remont sie skonczyl, Muhammad i jego ekipa odeszli. Potem wrocili, zeby zrobic poprawki, a teraz ja poprawiam te poprawki. Teraz nadszedl czas kupic nowa kanape, ktora niczego nie udaje, tylko jest uczciwa kanapa. Jestem dziewczynka z dobrego domu, wiec jestem uprzejma i nie zapominam obietnic. Zadzwonilam do kolezanki od lozka – ona go nie chciala spowrotem. Oddalam mlodej parze rosyjskich olim, ktorzy dopiero co zwolnili sie z wojska. Zadzwonilam do Pewnej Pani (PP)i od walka – OJOJOJOJ!!! – najpierw ona go nie potrzebuje, po krotkich wahaniach jednak chce spowrotem. Ale z odebraniem/dostawa juz sie robi plonter i problem i tamta sprawa. Pewna Pani (PP) dostaje wscieklizny, i zaczyna na mnie wrzeszczec i rzucac obelgami. Ja mam takie dziwne uszy, ze jak ktos wrzeszczy to ja nic nie slysze. Wiec odlozylam sluchawke, a walek poszedl do innej potrzebujacej osoby. Dzisiaj czesc druga i ostatnia tamtej sprawy. Pewna Pani (PP) dzwoni poraz drugi i zlowieszczym tonem stwierdza: mam nadzieje, ze nie wyrzucilas walka! Ja: nie, nie wyrzucilam, oddalam. Ona: podniesionym tonem: komu oddalas? Ja: potrzebujacej osobie, ona: (ton sie podnosi o jeszcze jeden stopien) jezely ty mi nie oddasz walka, to ja ci nie bede zazdroscic! Ja: o? Ona: wszystkim opowiem co zrobilas, nawet do Plotkies podam – z kazdym slowem ton sie podnosi i akurat przy slowie "Plotkies", jak juz dotarl do wrzasku – kliknelam na czerwony guziczek w ajajajfonie i zablokowalam numer Pewnej Pani (PP). Jezeli ktos z Was zaglada czasami do Plotkies, to blagam, wyslijcie mi wiadomosc o kryminalnej sprawie starego, uzywanego walka, ktory juz w moim posiadaniu byl przez 5 lat. Niech i ja sie usmieje :)

Yom ha-Shoa to nastepna tamta sprawa. Byl ciezkim dniem, szczegolnie psychicznie. Po rozstaniu sie z moja ocalona przyjaciolka poszlam na Merkaz Carmel zeby kupic cosniecos. Juz bylam zbyt zmeczona, zeby jechac autobusem, wiec wsiadlam do taksowki. Taksowkarz byl ponury. Westchnelam i powiedzialam: ciezki dzien. Bardzo ciezki, odpowiada taksowkarz. Moj ojciec ocalal ale cala jego rodzina zostala zamordowana, wywieziona do Auschwitz. Taksowkarz ani nie wygladal na aszkenaza ani nie brzmial jak aszkenazi. Wywiezli ich z Saloniki, mowi taksowkarz. Zeton, ze tak powiem, dotarl do celu. Powiedzialam mu, ze Petach Tikvie jest centrum kultury Zydow z Saloniki i opowiedzialam mu co tam jest. On byl bardzo impresniety. I mowi mi, ze on zna Grekow, ktorzy sie pobrali z Polaniyot. Pewnie, mowie mu, przeciez po wojnie, w czasie wojny domowej w Grecji, setki greckich dziecki bylo wyslanych do Polski. Ale taksowkarz mowil o dzisiejszych czasach i pewnie sie domyslil, ze ja jestem Polanija, wiec mi opowiedzial ten wielki sekret greckiej gminy: slub z Polanija.

Jak juz dotarlam do mieszkania to zrobilam sobie kubek zielonej herbaty z cytryna, usiadlam sobie w fotelu i wylalam cala herbate na podloge i kartony pelne zapakowanych ksiazek.

Na drugi dzien byl piatek, wiec musialam jechac znowu na sama Gore Karmel kupic gazete i pare rzeczy. Gazeta zawierala (jak co roku) flage Izraela, zebym miala co wywiesic w Dzien Niepodleglosci. To jest b. madra gazeta. Weszlam potem do Supermarketu, zakupilam pare rzeczy i ide dalej ogladac co daja. Rzeznik opowiada kazdemu, ktory chce sluchac, ze trzeba rano albo wieczorem albo i rano i wieczorem, wypic nastepujacy koktail: troche cytryny, troche pomaranczy, jagody czarne, jagody czerwone, wszystko do miksera i wypic. A potem to czlowiek jest zdrowy, oj jaki zdrowy! I jako rzeznik on mi mowi, ze powinnam jesc krowie mieso, bo jest mniej tluste niz kura. To dobrze, ze juz wiem. Ide do kasy (bez skladnikow na zdrowotny koktail). Moja kasjerka zaczyna mi sie zwierzac. Ona ma dosyc gotowania, codziennie gotowac?! Ona juz nie chce. Zrobila jedzenie dla jednego dziecka, rowniez dla drugiego dziecka i powiedziala mezowi, ze ugotowala tylko dla dzieci, a on niech sobie sam poradzi. Tak jest!!!! Strajk gotowania. Ja tez to kiedys zrobilam, i to mi bardzo dobrze na dusze podzialalo. Czas potelepac sie do domu. W Haifie jest jakas rewolucja w autobusach i stacjach autobusowych. To jest zlowroga akcja przeciwko krotkim ludziom. Nowe autobusy maja same przeszkody. Trzeba sie wspinac na krzeslo i to bez trzymania sie czegokolwiek. I to po tym jak zburzono nam wszystkie wygodne stacje autobusowe i zamieniono na przepiekne stacje, gdzie jest waziutka metalowa laweczka, na ktorej sie miesci dokladnie 2.5 czlowieka ale tylko jedna polowa tylka. No wiec, wysiedzialam swoje na tej waziutkiej metalowej laweczce (ktos mi dal usiasc, jako, ze juz nie mamy 5 wygodnych krzeselek). Potem sie wdrapalam na to krzeslo w autobusie, ktore udaje gore i padlam na czlowieka jak autobus ruszyl zanim ja skonczylam sie wspinac. Mlody czlowiek sie cieszy, ze ja bede sluchac tego, co on ma do powiedzenia. On ma syna, ktory w ciagu najblizszego tygodnia musi zdecydowac, czy przyjmie oferte wojska. Juz jest po egzaminach. Ktos wiedzial, ze do wojska trzeba zdawac egzamin??!! W kazdym razie moj autobusowy sasiad stwierdzil bardzo stanowczo, ze jezeli syn zechce pojsc do jednostki bojowej, to on mu nie podpisze pozwolenia – bo to jest jego jedyne dziecko. A jaka jest oferta wojska, ja sie pytam? Logistyka. No, wiec to jest przeciez ok, to nie jest praca w jednostce bojowej, choc b. wazna praca? Zgodzil sie laskawie. Pokazuje mi na reku bransoletke szpitalna – widzisz? Stale ja nosze, to mi daje rozne przywileje. Dostalem ja od szpitala Rotschild – bylem tam dwa tygodnie, na oddziale neurologicznym. Aha, teraz juz rozumiem dlaczego on ma tamto gadane. Okazuje sie, ze on jest w mojej Kasie Chorych i Nieszczesliwych i mowie mu, ze ja ide do mojej kasy na piechote, a wracam autobusem. Co? – chcesz oszczedzic 3.5 szakali? Odpowiadam mu, ze chodzic to zdrowie. Zlapal moja reka i ja pocalowal (ze niby uslyszal sama madrosc zyciowa). Pytam sie go, czy on jest Polani, bo raczke caluje. On odpowiada: Der szwarcer red yidish (czyli: Czarnuch mowi po zydowsku) No to sie usmialam. Potem juz musialam wysiasc, na co on zaczal glosno protestowac: myslalem, ze jedziesz az do Kasy Chorych i NIeszczesliwych! – niestety, dzisiaj tylko do domu.

lipniaczek

#8

PAMIĘTNIKI Z HAJFY 41. Rewolucje takie i owakie, no i owakie sprawy. cz.2



Wsiadam do autobusu na nastepna autobusowa przygode a tu nagle widze, ze kierownik cos nie tak. Dokad chcesz jechac, pytam sie kierownika. On jest nowy, nie jest pewien swojej trasy, czy ja mu moge pomoc. No, zeby mnie tak Bozia chochla od zupy trzasnela. Ja zaczelam mu tlumaczyc jak dojechac do Putina. A jakze inaczej, ja kieruje kierowca. Ja, Kwantum Oryentatsye meivin. Jakos jednak dojechalismy. Widocznie chochla od zupy pomogla.

Poszlam na poczte, zeby odebrac Pokoj Hitlera, ktory mi przyslala siostrzyczka. Podchodzi jakis facet, a pracownik poczty mowi do mnie z okienka: to jest byly pomocnik burmistrza w biurze merostwa. O, tak?!?!?!?! No, to ja mam pretensje i wymagania! Ja chce, nowa ulice i nowy chodnik. Co to za zwyczaje, zeby starych staruszkow i jeszcze starszych starych staruszkow meczyc? Nie mozna chodzic na chodniku, bo samochody sobie bezczelnie parkuja na chodniku. Prosze mi tu natychmiast naprawic moja ulice! Byly pomocnik burmistrza twierdzi, ze nasza ulica juz jest w planie, na rok 2016. Narazie zbudowalismy stadion Sami Ofer. Czy ja potrzebuje stadion Sami Ofer?! Co mnie obchodza sporty?! Z jakiegos, blizej mi nieznanego powodu, i pracownik pocztowy i byly pomocnik burmistrza, smieja sie przez caly czas tej waznej rozmowy. A przeciez ja mowie!!!!! Czy mam Ci zaplacic lapowke? Nie wolno. Ale lapowke od Sami Ofer wzieliscie, eh? To nie lapowka, on zaplacil za stadion. Ja chce ulice! Nie jakis tam kretynski stadion. Pracownik poczty mowi mi, ze byly pomocnik burmistrza lubi rozmawiac z mlodymi paniami. A ja co, posiekany pasztet? Ja mam 26 lat. Czlowiek ma zdumienie w oczach. Wiec dodaje: + 50 lat doswiadczenia. Ooooooh, to naprawde jestes w dostojnym wieku. Zebym ja sie kiedys nauczyla liczyc, to bym wiedziala ile lat doswiadczenia dodac.




Ide na przystanek z Hitlerem bezpiecznie w torbie. Plecy mnie bolaly, wiec zaproponowalam dwom paniom, zeby sie troche scisnely, to wszystkie trzy bedziemy mialy miejsce. Ostatnia na laweczce pani wstaje i mowi: ja jestem lekka, moge postac. Nie taka lekka jak Wy, ale lekka, szczegolnie na duszy. Pani ma troche rozwiany wlos, krotkie rekawy ale zaczyna nam opowiadac o modlitwach, ktore Bog nakazuje: Shacharit, poranna modlitwa jest zmawiana jak slonce ledwo zaczelo wschodzic, jest rosa w powietrzu i swiat wyglada bardzo delikatnie.Potem mincha – nie zmawia sie jej w poludnie. Trzeba przyjsc z pracy do domu, pocalowac zone i dopiero wtedy sie zmawia mincha. A trzecia modlitwe, maariv, zmawia sie jak slonce zaczyna zachodzic, i niebo wyglada bardzo dostojnie, pelne kolorow i bogactwa narodu. A ja sie zastanawiam, gdzie jeszcze na swiecie mozna dostac lekcje religii na przystanku autobusowym? Ja sie tylko pytam. Przyjechal moj autobus, podziekowalam pani z calego serca i zniklam. Ale lekcji nie zapomnialam.

Czlowiek na przystanku na Samej Gorze Karmel pracuje w Zoo z autystycznymi dziecmi. – i opowiada mi o swoim zyciu. On mieszka w Krayot (to takie przedmiescia Haify, ktora udaje metropolie ale jest peryferia). W kazdym razie juz odszedl na emeryture ale bardzo chcial dalej pracowac. Chcial koniecznie pracowac na zewnatrz, na swiezutkim haifskim powietrzu. No i, za pomoca protekcji (ma sie rozumiec), dostal najlepsza prace na swiecie. Pracuje w ogrodzie zoologicznym na Samej Gorze Karmel. Tam jest taki kacik, zarezerwowany dla terapii poprzez glaskanie zwierzat (petting zoo). I tam wlasnie on robi terapie autystycznym dzieciom. Czlowiek i tak sie usmiechal, ale przy wzmiance dzieci wprost rozpromienil sie. Jego wnuki, ktore on uwielbia, bardzo lubia przychodzic do jego pracy w zoo i on to tez bardzo lubi. On kocha swoich synow i synowe, on kocha swoja zone, on po prostu kocha.






lipniaczek

#9

PAMIĘTNIKI Z HAJFY 41. Rewolucje takie i owakie, no i owakie sprawy. cz.3



Wizyta u dr. M. Dr. M, to nie to samo co Dr. Who, tylko prawdziwy doktorek. Tego dnia zaplanowalam sobie pojsc do banku, nie moja filia, ale ten sam bank – w poblizu doktora. Bank przyjmuje do 13:30 a doktor przyjmuje od 16:00. Wchodze do banku, troche czekam, podchodze do okienka i przedstawiam moja sprawe. Urzedniczka wszystko sprawdza, po czym mi mowi, ze ona niczego nie moze zalatwic, bo to nie moja filia. Teraz mam troche czasu. Ide zjesc lunch. To nie zajelo tak duzo czasu. Wiec poszlam ogladac wygodne buty i kupilam jedna pare. Chyba wroce do nich i kupie jeszcze jedna pare, bo sa naprawde wygodne. No i wciaz jeszcze mam duzo czasu, Ide do supermarkietu i kupuje kilka rzeczy, nie ciezkich. Potem juz nie mam co robic, wiec ide do doktora. Jak juz prawie doszlam nagle mialam olsniewajaca mysl, ze tak naprawde, to moglam ta sprawe z doktorem zalatwic przez komputer. No coz, za pozno, to se ne wrati. Mam ksiazke, wiec zaczelam czytac, i zasnelam w fotelu. Przyszedl doktor, obudzil mnie i mowi, wejdz zanim przyjdzie pierwsza osoba to zalatwimy sprawe. Jak sie czujesz? Fspaniale, odpowiadam. Po co przyszlas? Dr. W poprosil o badania po pol roku. Po to nie musialas przyjsc – wiem, wiem, ale sie zorientowalam za pozno. On mi drukuje skerowanie na badania. Potem on sie znowu pyta: jak sie czujesz? – oprocz jednego palca u dloni to nic mnie nie boli. Aha, odpowiada Dr. M. Pokaz ten palec. Ja mu podaje moj szanowny paluszek. To jest wirusowa kurzajka. Juz mialas kiedys, a wirusy wracaja. Ale Ty to wiedzialas, sprawdzasz mnie? Zdales egzamin, ja mu mowie. Wyslalam Ci wszystkich moich przyjaciol, opowiadam mu. ????, no, wyslalam Ci A., H, i S. Hmmm, masz dobrych przyjaciol. Tak, ja znaju.

Mialam remont, taki ostatni w zyciu. Jedna czesc remontu byla na zewnatrz, w zwiazku z czym mial przyjechac dzwig. Jako, ze tutaj samochody stoja sobie gdzie chca a nikt ich nie sprawdza ani nie wygania – o malo co byl problem. Musialam zadzwonic na policje, podac im numery samochodow, ktore mialy sie ulotnic a oni mieli znalezc wlascicieli i kazac im sie ulotnic. Ale najpierw przyjechal policjant sprawdzic o czym wogole mowa. Dzwoni moj telefon, mowi policja, szoter Azulai – tak mniej wiecej. Nie potrafia znalezc numeru ul. 13. Mam zejsc na dol. Zeszlam, oni stoja o dwa domy dalej bo nie potrafia liczyc. Pomachalam im rekoma i dojechali do mnie. Wychodzi policjant, ma chyba 100 lat, i mowi soczystym aszkenazyjskim akcentem. Przy okazji spodobalam mu sie. Najpierw obmowilismy sprawe, i on zadzwonil gdzies tam i podali mu adresy i numery telefonow wlascicieli-zbrodniarzy ulicznych. Potem on, wymachujac przy tym stale rekoma, mowi jaka to ja fajna i podchodzi mnie po przyjacielsku objac. Ale poprzedza to zdaniem: "zeby tylko nie powiedzieli, ze ja molestuje"! No to sie usmiechnelam, pozwolilam sie objac, i mu odpowiedzialam: zeby nie powiedzieli! No, jak tak, to poprosil o pozwolenie ucalowania mnie w policzek. Co sie usmialam, to moje. On prosi o pozwolenie, wiec to nie jest, ma sie rozumiec, molestowanie. Ale serio, czyli zartobliwie – to wszystko sie odbylo w tzw. "zyczliwym duchu". Po czym samochod policyjny odjechal, wlasciciele samochodow sie zjawili, nie rozumieli o co chodzi?!?!?!?!? – jak to policja do nich dzwoni i kaze im sie zmywac?!?!?!?! Oni sa w szoku. Ja mowie: ma przyjechac "manof". Manof?, czto eto manof???? – okazuje sie, ze to.....kran. Niech bedzie, niech juz tylko odjada. Ile wrzaskow przy tym bylo, o jejku, jejku. W koncu zrobili miejsce dla mojego kranu i wszystko sie zakonczylo prelestno.

Mialam znowu jeden z tamtych dni. Zaczelam od sklepu, w ktorym sie oprawia obrazy. Przynioslam zdjecie morza i postanowilismy razem co za ramka itd. Nastepny cel, apteka Kasy Chorych i Nieszczesliwych. Podaje recepte i dostaje rachunek, zdebialam. Po 4-ech odmowach w koncu dostalam znizke. Uau, nie ma to jak list od lekarza. Poczta to moj drugi dom, wiec juz poszlam tam tez. Szczegolnie, ze mialam cos wyslac do szanownego synka. Normalnie to ja tam chodze aby odebrac paczki. Niestety moja paczka do nadania byla za mala, zeby ja wyslac z okienka, gdzie odbieram paczki. Musialam wziac numerek do zwyklego okienka. Okienek jest pelno, ale tylko dwa dzialaja. Reszta pracownikow pocztowych organizuje sobie rozmowy, kawusie, ciasteczka, i cholera wie co jeszcze. Poczta jest przepelniona. Pani, ktora siedziala kolo mnie, mowi: rok temu bylo o wiele lepiej, rok temu tak nie bylo. To mnie natychmiast zdopingowalo do akcji. Zaczelam sie domagac, glosno i stanowczo, zeby pracownicy pocztowi pracowali dla klientow. Jak nie bylo reakcji, postanowilam zrobic rewolucje. I zaczelam glosno i stanowczo deklarowac, ze urzadzam strajk klientow, ktorzy nie chca tyle czekac. Moja rewolucja podzialala, i natychmiast otworzyly sie jeszcze 4 okienka do przyjmowania zywych denatow. Nadeszla moja kolejka, urzedniczka zbesztala mnie, ze posylam w uzywanym opakowaniu, ze to do mnie wroci, bla, bla, bla. Powiedzialam jej, przyklej naklejke. OK. Potem sie okazalo (co bylo dla mnie z gory jasne), ze moja paczka bedzie wsadzona do koperty, wiec to cale besztanie bylo stam, czyli nadaremne. Zaplacilam jakas fortune, i paczka juz dotarla do poczty w Kanadzie. Jeszcze dwa dni, i nawet synek dostanie obiecanki cacanki.

Dzis przypomnieli nam, ze wojna jest za rogiem, syreny wyly, dzieci biegly do schronow. Wczoraj samoloty wariowaly nad moim domem. Dzis opowiedzieli, ze ktos zbombardowal cos na granicy syryjsko-libanskiej. Nikt sie nie przyznaje, a Hizballah myli sie w zeznaniach. Nie szkodzi. My wiemy, my tez wiemy czego sie doczekamy. Izraelczycy (ci dorosli) nie zwracaja uwagi na zadne syreny. Sa tacy, ktorzy w ogole nie sluchaja zadnych wiadomosci, bo po co. Life is good. Life is beautiful.



Danka



dana

ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

lipniaczek


PAMIĘTNIKI Z HAJFY 46. Wojsko plus, już nie mówiąc o terroryźmie. cz.1



1. Ślup Spadkobierczyni – czwartek


Odbył się na czas, mimo, że ja się miałam spóźnić. Już zaczyna się chupa, a tu nagle dzwoni telefon (mój znaczy się). Jakaś baba beszczelnie się dopomina o extra klucz do mieszkania jej córki. Kazałam jej zadzwonić do mnie jak wrócę z wojska. Kto ma czas na takie beszczelne baby. Spatkobierczyni Danusi Yeruszalajmskiej była przepiękna i para młoda była rozanielona. I żeby im tylko dobrze było razem. Ślup odbył się w kibucu, i wszystkie jerozolimskie kolenżanki stawiły się. Dostałyśmy stół dla Polaniyot i plotkowałyśmy jak najęte, aż przyszedł czas wracać do Haify. Siostra Yerushalajmskiej wzięła mnie spowrotem i dzięki Bogu, że jakiś Izraelczyk wymyślił Waze, bo inaczej byśmy się kręciły po izraelskich szosach po dziś dzień.

2.  piątek


Najpierw musiałam (po bardzo późnej poślubnej nocy) popędzić na 9:15 do zastępczyni mojego doktora M., czyli do Dr. Gitel. Przyszłam po lekarstwo, mój własny doktorek gdzieś się szwenda, dr. Gitel stwierdza: aaaa, masz cukrzycę. Nie mam cukrzycy oświadczam, mam wręcz odwrotnie. To po co bierzesz to lekarstwo? Żebys miała się o co pytaćć, do jasnej cholery. Dr. Gitel drukuje receptę na lekarstwo i mi daje, kiwając przez cały czas głowa z dezaprobatą. Trudno. Teraz do apteki, potem do supermarketu niedaleko doktora – ostatnie zakupy na wojskowe poczeby.

Potem idę do domu, bo mój fryzjer ma się zjawić o godz. 3-ciej po południu. On jest pobożny człowiek, więc 3-cia to trochę poźno dla niego w piątek. Zdążylam dotrzeć do domu, napić się świeżo kupionej kawusi – dzwoni telefon. Fryzjer się pyta, kiedy będziesz w domu? Jusz!!! – to ja mogę jusz przyjść, pyta sie fryzjer. No i dostałam ostrzyżenie (nie mylić z ostrzeżeniem) i już byłam potem wypucowana na wojsko. Moja sąsiadka nie przestaje wydzwaniać, same tragedie i katastrofy związane ze zbliżającym się remontem naszego budynku. Również dwie inne właścicielki mieszkań, obydwie architektki – wydzwaniają do mnie. UFF! Jadę do wojska odpocząć od tych kretyństw.

Odpoczynek był Pierwsza Klasa

3. – wojsko


W koncu nadchodzi niedziela, ja jade na lotnisko, gdzie jest pierwsze spotkanie wszystkich wolontariuszy, ktorzy tego dnia zaczynaja "sluzbe". Dojezdzam taksowka do stacji Bat Galim, ciagne duza i ciezka walizke, musze ja ciagnac po schodach do wejscia, wiec jasna rzecz, ze z wrazenia nie zauwzylam ochrany i wtargnelam sobie tam i zasuwam prosto do kasy. Giweret!!!! – obruszyl sie ochraniacz. Twoja walizka musi przejsc przez rentgen, CT i MRI! Przeciez nie moge jej podniesc, odpowiadam. Ja podniose mowi ochraniacz. Walizka okazala sie o dziwo zupelnie koszerna – kasjerka sprzedaje mi bilet dla antycznej staruszki po czym ja nie mam pojecia gdzie mam isc dalej. No i jak zwykle w naszym fspanialym kraju – podchodzi do mnie uprzejmy pan i sie pyta czy moze mi pomoc.  widocznie mam rozpacz wymalowana na mojej twarzy. Nie przydaje sie fcale moj totalny brak rozeznania sie w terenie.Tak, tak, tak!! – pomocy i SOS! no i wzial moja walizke przez rozne przeszkody w stacji, ktora akurat byla w stanie remontu (ja juz dostaje swira od tych remontof) i doprowadza mnie prosto do pociagu, ktory akurat nadjechal i bierze moja walizke do srodka. Ktos mi daje miejsce, tlok jest nieziemski. W niedziele rano i w czwartek po poludniu odbywa sie przemieszczenie narodu (przede wszystkim militarnego). Z wygodnego domu do baz wojskowych i spowrojtkiem w czwartel po poludniu. Dotarlam na lotnisko, ide do grupy wolontariuszof z angielsko jezycznych krajow a tu nagle slysze: Serwus Danka! – a to Poldek, nasz kolega  obecnie z Anglii chyba, ale ja go znam z '67-go roku z Jerozolimy, wiec fajnie go spotykac od czasu do czasu w roznych miejscach w Izraelu. Nasza organizatorka woła ludzi ze swojej listy i przychodzi moja kolejka, ona przykleja mi do bluzki nazwe bazy i rejestruje. Nagle widze, ze w mojej bazie bedzie grupka ludzi, bylych Kanadyjczykow, ktorych poznalam pare lat temu na innej bazie. Ja szukam kolezanek do pokoju i oznajmiem: kto chce kawe do lozka rano – pojsc za mna! Od razu zjawily sie dwie panie, wiec teraz bedziemy razem. Ja je nazywam "my coffee mates", czyli smietanka do kawy. Dostarczamy wolontariuszy do dwoch baz, za co dostalismy w prezencie lunch w jednej z nich i w koncu docieramy do naszej bazy zwanej Shomera, i zamieszkalej przez Chativa 300 czyli Dywizja nr. 300. Nasza instruktorka opowiada nam o umieszczeniu nas w domkach (pokojach). Okazuje sie, ze jeszcze dwie panie chca kawy wiec w piatke wzielysmy barak na piec osob (wlasciwie na 10 – ale milosciwie nikt nam nie kazal spac na gornej polce).

barak1

Na zarekirowanej laweczce  znajduje sie nasz barek kawowy, a w "szafie" za barkiem -moja walizka12. 10.15Wchodzimy do naszego baraku, a jedna z pan, żachnela sie: what schmutz! Schmutz, schmutz, schmutz! i pobiegla szukac narzedzi do wyczyszenia naszego baraku (good luck with that)! Rowniez oznajmia z rozpacza w glosie, ze ani nie ma makijazu na buzi, ani nie ma wylakierowanych paznokci. Powaznie zastanawialam sie jaki bedzie jej los w sluzbie wojskowej. Ale niespodzianie ta pani byla absolutnie super.


Haifska

Ja, za przeproszeniem jestem debilka. Szczegolnie dzisiaj, bo pryskam jakis DW-40 i oddycham tez. To jest niedobre polaczenie. Kto to jest ten autor, ktory ma pozwolic na Poczekalnie? Moze jak trucizny odejda, to ja zaczne lepiej rozumiec. Albo moze lepiej nie rozumiec lepiej, bo wtedy jest gorzej.





Quote from: dana on October 20, 2018, 11:45:42 PM
kurrrrrrrka... skad te linki? nic nie rozumiem... :D :D :D

dana

lipniaczek ma jego tajne zrodla skad bierze twoje pamietniki drukowane na bylym forum eretz israel... :D
ona jest jak ten mur wokol izraela ktorego gola glowa nie rozbijesz
(forumowicz melord o mnie)

lipniaczek

#14
...pryskanie WD-40 jest jak puszczanie baczkow... Poczekalnia jest jak puszczanie baczkow... zaraz - przeciez cale zycie jest jak puszczanie baczkow!... jak wczesniej nie moglem na to wpasc... niech zyje puszczanie baczkow!...
:D

PS.
...za przeproszeniem - tak na wszelki wypadek... (ale tak naprawde to super beszczelnie i bohatersko... Liberte! ...chociaz nigdy nic nie wiadomo - wiec prosze nie rozumiec... )